Jednym z głównych kryteriów, jakimi się kierujemy przy ocenie danej aplikacji jest "przestrzenność dźwięku". Z technicznego punktu widzenia opisuje to parametr zwany "separacją kanałów". Co ma na to wpływ? Wpływ na to, ma rozdzielenie poszczególnych kanałów od siebie w jak największym stopniu. Z niemal idealną sytuacją mamy do czynienia w przypadku monobloków. Audiofile najchętniej zasilili by takowe z dwóch oddzielnych elektrowni, ale nie widzę tu audiofili, więc pozostajemy na ziemi. Wykonałem całkiem sporo monobloków oraz niemało wzmacniaczy zintegrowanych. Zintegrowanie polegało na włożeniu monobloków do wspólnej obudowy. Z elektrycznego punktu widzenia nic się nie zmieniło, jednak wystarczyło, aby przy odrobinie wysiłku zauważyć, że przestrzeń ucierpiała.
Wydaje się to niemożliwe (jedyne wspólne elementy to masa, obudowa i kabel zasilający) a jednak było słychać różnicę na korzyść monobloków. Mówię to ja, antyaudiofil.
Przyczyny są różne i się sumują. Sprzężenia magnetyczne, wspólna masa, zbyt małe odległości.
Projektując urządzenie warto cały czas o tym pamiętać i w miarę możliwości starać się na każdym możliwym etapie i w jak największym stopniu rozdzielać kanały od siebie.
O ile w stopniach końcowych rozdzielenie kanałów jest stosunkowo łatwo zrealizować to w przedwzmacniaczu sytuacja nie jest już taka prosta, ponieważ trudno rozdzielić jeszcze bardziej np. selektor wejść czy potencjometr. Na co mamy wpływ w takim razie?
Dla separacji kanałów najlepiej, gdy (spróbuję podsumować zaczynając od zasilacza):
- zastosujemy dwa transformatory, ... oddzielne dla każdego kanału
gdy nie ma takiej możliwości to
- wspólny transformator, ale osobne uzwojenia, ...
gdy nie ma możliwości to
- wspólny transformator, wspólne uzwojenie, ale osobne prostowniki, ...
gdy nie ma możliwości to
- wspólny transformator, wspólne uzwojenie i prostownik, ale osobne gałęzie RC, LC, stabilizatory etc, ...
Kondensatory wysokonapięciowe do wzmacniaczy lampowych osiągają spore rozmiary przy niewielkich pojemnościach. Gdy nie stosujemy dławików czasami jest problem ze zmieszczeniem w obudowie kondensatorów w ilości nas satysfakcjonującej.
Lepiej wtedy zrezygnować z rozdzielenia gałęzi RC jeśli ucierpieć by miała tym kosztem filtracja. We wzmacniaczach tranzystorowych ten problem raczej nie występuje - kondensator 10000µF/50V jest m/w tych samych rozmiarów co 220µF/450V
Co można rozdzielić w części sygnałowej?
- nie ma rady, potencjometr musi być wspólny. Lepsze to, niż jakieś wynalazki w stylu potencjometrów elektronicznych.
- w miejsce selektora można zastosować przekaźniki umieszczone bezpośrednio przy gniazdach wejściowych. Można, ale ... O tym szerzej za chwilę.
- jeśli obwód drukowany, to z wyraźnym rozdzieleniem kanałów i lokalnymi masami łączonymi dopiero z masą centralną zasilacza lub nawet osobne płytki dla każdego z kanałów.
- dobrej jakości przewody wejściowe (OFC - Oxygen Free Copper) o małej pojemności, ale dobrze ekranowane, osobne dla każdego z kanałów. Chodzi o niestosowanie przewodów typu - dwie żyły we wspólnym ekranie
- nie wiązać cienkich przewodów sygnałowych w wiązki, jeśli już to krosować osobno kanał lewy i prawy
- zalecam nie łączyć mas obydwu kanałów przy potencjometrze. Obudowa potencjometru powinna mieć styk z chassis natomiast "dół" potencjometru, lewego i prawego kanału, albo "masujemy" poprzez ekrany przewodów wejściowych, albo ciągniemy osobne masy do płytek każdego z kanałów i lutujemy w punkcie, do którego przyłączony jest ekran. Podanie masy na potencjometr przez ekran, to jedyny przypadek, kiedy można sobie pozwolić na lutowanie ekranu z dwóch stron przewodu.
Wróćmy jeszcze na chwilę do przekaźników w roli selektora. Rozważmy zalety i wady takiego rozwiązania:
- Oszczędność kilkudziesięciu cm przewodu ekranowanego. Zamiast prowadzić go wielokrotnie od selektora do każdej pary gniazd z osobna, prowadzimy tylko jedną parę bo selekcja odbywa się przy gniazdach. Zastosowanie przekaźników wbrew pozorom nie skraca ścieżki sygnału a redukuje jedynie ilość tras przewodów z gniazd wejściowych do wejścia wzmacniacza. Sygnał i tak pokona drogę z gniazd do wejścia niezależnie od tego co i w którym miejscu go przełączy.
- Wysoka kultura montażu
- Możliwość zastosowania gorszej jakości, nieekranowanych, jednosekcyjnych i tanich "przełączników wyboru", gdyż to nie one są elementem przełączającym sygnał
- Możliwość zdalnego sterowania
- Konieczność zasilania przekaźników dobrze wygładzonym lub wręcz stabilizowanym napięciem celem minimalizacji zakłóceń przenikających z samych przekaźników.
- Dodatkowy koszt przekaźników sygnałowych i obwodu drukowanego, bo na R15-tkach i pająku raczej nie wyjdzie to dobrze.
- Z punktu widzenia separacji kanałów rozwiązanie wątpliwe z uwagi na małe odległości ścieżek sygnałowych oraz styków przekaźnika, co jeszcze zwiększa podatność na przesłuchy. Miniaturyzacja nigdy nie sprzyjała minimalizacji przesłuchów. Jeżeli zastosujemy osobny przekaźnik na każdy z kanałów wtedy to ma sens, ale jest z kolei przerostem formy nad treścią.
Czy zatem przekaźniki w roli selektora warto stosować? Moim zdaniem głównym i właściwie jedynym kryterium jest sposób przełączania. Przekaźniki nic nie wnoszą jeżeli nie zamierzamy wybierać źródła przy pomocy pilota i dysponujemy przyzwoitym, dwusekcyjnym przełącznikiem. W takim przypadku ich stosowanie na siłę, to swego rodzaju audiofilska homeopatia.
Wydaje się, że w tej kwestii niewiele więcej można zrobić. Jest jednak jeszcze jedna rzecz dotycząca wzmacniaczy lampowych, której robić wg mnie nie należy. Chodzi o wykorzystanie bardzo popularnych lamp podwójnych ECCxx, 6SN7 itp. Z reguły są to dwie triody w jednej obudowie głównie wykorzystywane w stopniach wstępnych i odwracaczach fazy, niestety często w sposób urągający wszelkim zasadom separowania kanałów. Wykorzystanie jednej lampy do obsługi obydwu kanałów (po połówce na kanał) uznaję za największy grzech popełniony przeciwko separacji kanałów.